Śląskie tramwaje akurat w ostatnich latach mają się coraz lepiej.
Filozofia? Jaka filozofia? :P
Miłośnikiem kolei zostałem w wieku niecałych 3 lat. Moje najstarsze wspomnienia dotyczą właśnie pociągów. W moim niedojrzałym umyśle gorączka podróżnicza (tak zwany z niemiecka reisefieber) zlała się w jedno z obrazem dworca i potężnych maszyn. A dodajmy, że urodziłem się za późno, aby załapać się na parowozy, zwłaszcza że podróżowaliśmy głównie pociągami pospiesznymi po liniach magistralnych - wobec czego obiektem mojego uwielbienia stały się elektrowozy EU07 i często wówczas zastępujące je w roli pasażerskich „koni (nomen omen) pociągowych” ET22. Samo gapienie się na skomplikowany układ dźwigni, resorów, tłumików i sprężyn w podwoziu lokomotywy dostarczało mi jako dziecku niesamowitych ilości satysfakcji.
Nie szukałbym tu jakiejś głębi. To po prostu silny związek emocjonalny, który z czasem przerodził się w pasję.
Dodajmy też, że podobnie jak nieprawdą jest, że facet non stop myśli tylko o seksie (jeśli jest inaczej, to się nazywa erotomania i jest klasyfikowane jako choroba), tak samo nieprawdą jest, że miłośnik kolei myśli o pociągach na okrągło. Swego czasu miałem fazy na samochody, ciężarówki, samoloty, traktory i autobusy. Ale zawsze w końcu wracałem do starej dobrej kolei i zawsze w końcu przekonywałem się, że nie ma to jak pociąg. Nie dlatego, bo zawsze jest szybszy, wygodniejszy, tańszy itd., ale dlatego, bo - koniec końców - jest bardziej zarąbisty.
A filozofię życiową mam dość prostą: należy dążyć, w miarę swoich możliwości, do maksymalizacji ładunku zarąbistości w skończonym czasie, jaki mamy do dyspozycji na tym świecie. Oczywiście, ponieważ zarąbistość jest pojęciem czysto subiektywnym, nie tylko te same rzeczy dostarczają różne jej ilości dla różnych ludzi - te same rzeczy potrafią dostarczać różne ilości zarąbistości tej samej osobie w różnych okresach jej życia. Dlatego nie jestem w swoim mikolstwie zbyt ortodoksyjny i np. wszelkie określanie obostrzonych warunków, po spełnieniu których można uznać linię kolejową za zaliczoną, uważam za bezsens, a operację "Lądem do Londynu" przeprowadziłem jednokierunkowo (powrót nastąpił samolotem) nie tylko z przyczyn finansowych, ale także dlatego, ponieważ ilość kombinowania przy podróży dwukierunkowej oraz sama podróż z przesiadkami przez całą Europę byłyby jednak zbyt męczące.
Filozofia? Jaka filozofia? :P
Miłośnikiem kolei zostałem w wieku niecałych 3 lat. Moje najstarsze wspomnienia dotyczą właśnie pociągów. W moim niedojrzałym umyśle gorączka podróżnicza (tak zwany z niemiecka reisefieber) zlała się w jedno z obrazem dworca i potężnych maszyn. A dodajmy, że urodziłem się za późno, aby załapać się na parowozy, zwłaszcza że podróżowaliśmy głównie pociągami pospiesznymi po liniach magistralnych - wobec czego obiektem mojego uwielbienia stały się elektrowozy EU07 i często wówczas zastępujące je w roli pasażerskich „koni (nomen omen) pociągowych” ET22. Samo gapienie się na skomplikowany układ dźwigni, resorów, tłumików i sprężyn w podwoziu lokomotywy dostarczało mi jako dziecku niesamowitych ilości satysfakcji.
Nie szukałbym tu jakiejś głębi. To po prostu silny związek emocjonalny, który z czasem przerodził się w pasję.
Dodajmy też, że podobnie jak nieprawdą jest, że facet non stop myśli tylko o seksie (jeśli jest inaczej, to się nazywa erotomania i jest klasyfikowane jako choroba), tak samo nieprawdą jest, że miłośnik kolei myśli o pociągach na okrągło. Swego czasu miałem fazy na samochody, ciężarówki, samoloty, traktory i autobusy. Ale zawsze w końcu wracałem do starej dobrej kolei i zawsze w końcu przekonywałem się, że nie ma to jak pociąg. Nie dlatego, bo zawsze jest szybszy, wygodniejszy, tańszy itd., ale dlatego, bo - koniec końców - jest bardziej zarąbisty.
A filozofię życiową mam dość prostą: należy dążyć, w miarę swoich możliwości, do maksymalizacji ładunku zarąbistości w skończonym czasie, jaki mamy do dyspozycji na tym świecie. Oczywiście, ponieważ zarąbistość jest pojęciem czysto subiektywnym, nie tylko te same rzeczy dostarczają różne jej ilości dla różnych ludzi - te same rzeczy potrafią dostarczać różne ilości zarąbistości tej samej osobie w różnych okresach jej życia. Dlatego nie jestem w swoim mikolstwie zbyt ortodoksyjny i np. wszelkie określanie obostrzonych warunków, po spełnieniu których można uznać linię kolejową za zaliczoną, uważam za bezsens, a operację "Lądem do Londynu" przeprowadziłem jednokierunkowo (powrót nastąpił samolotem) nie tylko z przyczyn finansowych, ale także dlatego, ponieważ ilość kombinowania przy podróży dwukierunkowej oraz sama podróż z przesiadkami przez całą Europę byłyby jednak zbyt męczące.
Pam-ta-ta-tam! - Konstal 105Na o powyższej wypowiedzi.
Jestem zwolennikiem linii 326 oraz przegubów na niej!
Jestem zwolennikiem linii 326 oraz przegubów na niej!