![]() |
|
Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Wersja do druku +- PONE – NAJLEPSZE FORUM W INTERNECIE, PONIEKĄD. (https://pone.gdan.eu) +-- Dział: Offtopic (https://pone.gdan.eu/forumdisplay.php?fid=15) +--- Dział: Syf (https://pone.gdan.eu/forumdisplay.php?fid=17) +---- Dział: Pociągi i tramwaje (https://pone.gdan.eu/forumdisplay.php?fid=29) +---- Wątek: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów (/showthread.php?tid=62) |
Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Puszcza - 10-11-2015 Żyłem kilka miesięcy z człowiekiem który jarał się komunikacją miejską, w szczególności tramwajami i pociągami. Za cholerę nadal nie rozumiem co jest w tym interesującego. Tym prowokującym zdaniem zachęcam do udzielenia odpowiedzi. RE: PESA! - Zena92 - 10-11-2015 (10-11-2015, 21:57)Puszcza napisał(a): Żyłem kilka miesięcy z człowiekiem który jarał się komunikacją miejską, w szczególności tramwajami i pociągami. Jazda tramwajem ma coś w sobie wyjątkowego. Ja na przykład pochodzę z małego miasta gdzie autobusy jeżdżą raz na godzinę. Wszędzie można na piechotę dojść w ciągu godziny. To z tej komunikacji rzadko się korzystało. Kiedy wyjechałem do Krakowa odległości stały się dużo większe. Ale z pomocą przyszła komunikacja miejska. Tramwaje polubiłem, że tak powiem, od pierwszego wejrzenia. Do tej pory jeździłem tylko pociągami, a mój ojciec jest kolejarzem. A tutaj dostałem pojazd, który jeździ po szynach i w dodatku środkiem ulicy. Czy to nie fascynujące? Na pierwszym roku studiów napisałem wiersz. O tramwaju. Był on dla mnie niczym statek kosmiczny, który zabiera mnie na podróż. Podróż przez gwiazdy i galaktyki. Ponieważ światła miasta nocą przypominały mi światła gwiazd. Można o tym pisać przez całe strony. Ale zatrzymam się tutaj. Dziękuję. RE: PESA! - Puszcza - 10-11-2015 No widzisz, to musi być wrodzone. U mnie sytuacja podobna - w sensie z wyjazdem. Mieszkając trochę w dużym mieście siłą rzeczy jeździłem i komunikacją. Jednak zwykle wolałem być całkowicie niezależny. Buty na nogi, czasem słuchawki na uszy - i do przodu. Dzisiaj tą ulicą, jutro inną uliczką. Budynki niby zwyczajne ale zawsze można zobaczyć coś nowego. I tak mija kilka minut, później kilkadziesiąt. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - naruciakk - 10-11-2015 Czy ja wiem, czy to musi być wrodzone? Jak żyję lubiłem jeździć tramwajami i pociągami, chociaż nie robiłem tego zbyt często (wszędzie był rzut kapciem, a jak gdzieś było kawałek dalej to rower), więc może to po prostu efekt nienasycenia szyną? A może to dlatego, że tramwaje i pociągi jeżdżące po Gdańsku mają takie ładne mordki? A może to dlatego, że pamiętam jazdę 117 do babci. Oczywiście przed 2009 rokiem, gdyż pamiętam, był to Ikarus. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Zena92 - 10-11-2015 Cóż, jeden popatrzy na tramwaj czy pociąg i powie "wozidło dupy od punktu A do punktu B", a przyjdzie drugi i zacznie się rozczulać jakie to jest piękne. Ja ostatnio oglądałem letsplay w Openttd na YT i koleś zbudował linię tramwajową w jakimś mieście. I wyświetlił się komunikat: "Mieszkańcy świętują, pierwszy tramwaj przyjechał do (tu wpisz nazwę miasta)". I ja kurna zacząłem płakać. Nie wiem dlaczego. Nie umiem tego wytłumaczyć. Coś jak z Pinkie Sense. A jak była parada komunikacji miejskiej w Krakowie to jechałem tramwajem z 1912 roku SN2 i dawno się tak nie cieszyłem jak wtedy. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Mordoklapow - 10-11-2015 A w maju Zwykłem jezdzić, szanowni panowie, Na przedniej platformie tramwaju! Miasto na wskroś mnie przeszywa! Co się tam dzieje w mej głowie: Pędy, zapędy, ognie, ogniwa, Wesoło w czubie i w piętach, A najweselej na skrętach! Na skrętach - koliście Zagarniam zachwytem ramienia, A drzewa w porywie natchnienia Szaleją wiosenną wonią, Z radości pęka pąkowie, Ulice na alarm dzwonią, Maju, maju! - - Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju, Wielce szanowni panowie!... Julian Tuwim RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Zena92 - 10-11-2015 Nie napisałeś tytułu "Do krytyków". :D I okazuje się że Tuwim był MKM. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Puszcza - 10-11-2015 To żeby przypieczętować moje nieogarnięcie tramwajowe ![]() Linia 28, Lizbona. Chyba najbardziej znany tramwaj w Europie. W rzeczywistości są oklejone reklamami, nie wyglądają tak pięknie. W środku po prostu staro. Mało miejsca, drewno i dużo ludzi - cóż, standard. Głośno, trzęsie jak cholera i maszynista (?) musi ogarniać jakieś dziwne rzeczy, Przez pierwsze 5 minut fajnie, ale dalej mnie wkurzało. Czasem zatrzymywał na stromych zboczach i robił magię na zewnątrz. Może i fajne przeżycie, ale zdecydowanie lepiej mi się zwiedzało z buta. Miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ale to nie ten temat. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Zena92 - 11-11-2015 Cóż to co Cię wkurza, innych doprowadza do ekstazy. Głośny, powolny i dymiący parowóz jest dla mikoli spełnieniem marzeń. Ludziom którzy w tym nie siedzą naprawdę trudno zrozumieć motywy kierujące MK i MKM. Lecz to są takie same rzeczy jak w przypadku Pinkie Sense jak już wspomniałem. Trzeba wziąć je na wiarę. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Mianownik - 11-11-2015 Ja jakimś szczególnym fanem komunikacji miejskiej nie jestem, ale tramwaje zawsze mi się podobały. Może dlatego, że jest to coś rzadkiego, a przynajmniej rzadszego od autobusów, które są nudne. Po prostu to jest coś trochę odmiennego, nietypowego, wciąż przktycznego i trochę historycznego. Najpopularniejszy tramwaj w moim mieście biegnie zwykle jednym torowiskiem z mijankami co jakiś czas. Tramwaje wyglądają tak: Jedzie to czasami wśród takiej trawki i drzewek (gałęzie czasami ocierają się o szybę), a czasami drogą. Jest to najpraktyczniejszy sposób żeby dostać się do pewnego innego miasta. I jak tu nie kochać czegoś takiego? Choć jeśli chodzi o komunikację miejską, to najbardziej lubię metro. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - Zena92 - 11-11-2015 Śląskie tramwaje. Szkoda, że praktycznie w etapie powolnego rozkładu. RE: Filozoficzne podstawy miłości do pociągów - psoras - 12-11-2015 Śląskie tramwaje akurat w ostatnich latach mają się coraz lepiej. Filozofia? Jaka filozofia? :P Miłośnikiem kolei zostałem w wieku niecałych 3 lat. Moje najstarsze wspomnienia dotyczą właśnie pociągów. W moim niedojrzałym umyśle gorączka podróżnicza (tak zwany z niemiecka reisefieber) zlała się w jedno z obrazem dworca i potężnych maszyn. A dodajmy, że urodziłem się za późno, aby załapać się na parowozy, zwłaszcza że podróżowaliśmy głównie pociągami pospiesznymi po liniach magistralnych - wobec czego obiektem mojego uwielbienia stały się elektrowozy EU07 i często wówczas zastępujące je w roli pasażerskich „koni (nomen omen) pociągowych” ET22. Samo gapienie się na skomplikowany układ dźwigni, resorów, tłumików i sprężyn w podwoziu lokomotywy dostarczało mi jako dziecku niesamowitych ilości satysfakcji. Nie szukałbym tu jakiejś głębi. To po prostu silny związek emocjonalny, który z czasem przerodził się w pasję. Dodajmy też, że podobnie jak nieprawdą jest, że facet non stop myśli tylko o seksie (jeśli jest inaczej, to się nazywa erotomania i jest klasyfikowane jako choroba), tak samo nieprawdą jest, że miłośnik kolei myśli o pociągach na okrągło. Swego czasu miałem fazy na samochody, ciężarówki, samoloty, traktory i autobusy. Ale zawsze w końcu wracałem do starej dobrej kolei i zawsze w końcu przekonywałem się, że nie ma to jak pociąg. Nie dlatego, bo zawsze jest szybszy, wygodniejszy, tańszy itd., ale dlatego, bo - koniec końców - jest bardziej zarąbisty. A filozofię życiową mam dość prostą: należy dążyć, w miarę swoich możliwości, do maksymalizacji ładunku zarąbistości w skończonym czasie, jaki mamy do dyspozycji na tym świecie. Oczywiście, ponieważ zarąbistość jest pojęciem czysto subiektywnym, nie tylko te same rzeczy dostarczają różne jej ilości dla różnych ludzi - te same rzeczy potrafią dostarczać różne ilości zarąbistości tej samej osobie w różnych okresach jej życia. Dlatego nie jestem w swoim mikolstwie zbyt ortodoksyjny i np. wszelkie określanie obostrzonych warunków, po spełnieniu których można uznać linię kolejową za zaliczoną, uważam za bezsens, a operację "Lądem do Londynu" przeprowadziłem jednokierunkowo (powrót nastąpił samolotem) nie tylko z przyczyn finansowych, ale także dlatego, ponieważ ilość kombinowania przy podróży dwukierunkowej oraz sama podróż z przesiadkami przez całą Europę byłyby jednak zbyt męczące. |