08-11-2015, 21:12
KOLEJNY ODCINEK JAK U TARANTINO
ZOSTAŁEM ZASKOCZONY TOTALNYM BRAKIEM ZASKOCZENIA
Zawsze uważałem, że czekam na odcinek, w którym Discord przestanie błaznować jak totalny idiota, a zacznie manipulować charakterami innych (jak w Return of the Harmony), żeby dopiąć swojego, zrobić bajzel, a na końcu wyciągnąć z tego naukę, a tu okazuje się, że byłem w totalnym błędzie. Wystarczyło, że był sobą.
Po przeglądnięciu MASY materiałów dotyczących serialu (wywiady i tym podobne), myślałem, że postać Twilight może liczyć co najwyżej na przyzwoity pogrzeb – i znów zostałem pozytywnie zaskoczony brakiem zaskoczenia.
Bo dostałem dokładnie taki odcinek, jaki powinienem dostać. Z pozytywnym pierdolnięciem, masą ciepłego humoru, wypełniający idealnie te 22 minuty, nie przyspieszając i nie przedłużając ani o sekundę.
Mało tego, to pierwszy od 3 sezonu odcinek o Głównej Protagonistce Serialu, tj. Twalailat Sparkle, który na dodatek jest NAPRAWDĘ DOBRY. Do tego naprawdę perfekcyjny Spike - robi za nieporadnego asystenta Twilight, a nie dziecko-fajtłapę wywracające się co pięć sekund. Pięknie podkreśla zachowania Twilight i jest dobry w byciu sobą (BRAWO SPAJK, W KOŃCU NICZEGO NIE ZEPSUŁEŚ, JESTEŚ TAK ŻAŁOSNYM SOBĄ JAK POWINIENEŚ!).
HUMOR. Był, zaśmiałem się. Nawiązanie do Boba Rossa było genialne, nie znam się na brwiach, ale mi się podobało. Pinkie z powrotu do przyszłości mnie rozbawiła, pewnie gdzieś pod tą toną hipsterskiego bajdurzenia kryje się u mnie dzieciak lubiący popkulturę.
4\4.