POSTUJ LOLI DLA IRWINA
Liczba postów: 11
Liczba wątków: 2
Reputacja:
4
Mam wszystkie dodatki, call me ;*
Ale weźcie pod uwagę że jestem noobem :(
Człowiek - nie człowiek
Liczba postów: 88
Liczba wątków: 12
Reputacja:
78
@Cylinder
Przejdź dwa pierwsze poziomy, poeksperymentuj z tak wieloma kombinacjami na jakie w ogóle wpadniesz, ogarnij lód i parę, daj steama.
Pierwszy mangozjeb Pone
Liczba postów: 317
Liczba wątków: 40
Reputacja:
35
09-04-2016, 11:44
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09-04-2016, 11:46 przez Irwin.)
W ramach przerwy od oglądania chińskich bajek odpaliłem sobie Hyper Light Drifter. Niesamowicie piękna grafika, melancholijna muzyka, odurzający klimat cyber-fantasy postapokalipsy - w stylu tego starego, dobrego fantasy opartego na wyobraźni.
W grze poza menu nie uświadczymy ani jednego słowa - wszystkie postacie mówią do nas obrazami. Odrobinę kojarzy mi się z fenomenalnym Transistor, ale wydaje się znacznie lepsze.
Na zachętę zarzucam intro:
@Ylthin, @Cylinder .
jedyny koszerny w stadzie gojów
Liczba postów: 21
Liczba wątków: 0
Reputacja:
7
Taa, ja też byłem napalony na Driftera od dłuższego czasu, ale liczne rozczarowania kickstarterowe kazały mi myśleć, że i w tym wypadku będzie podobnie. Niestety, nie myliłem się.
Połowy rzeczy, które były zapowiadane w kampanii, w ogóle w grze nie ma, BO NIE. Gra działa w 30 klatkach na sekundę, co jeszcze byłoby zrozumiałe, bo robili ją w Game Makerze, ale do tego jeszcze ma SPADKI PŁYNNOŚCI (po patchu chyba już nie ma). Grafika to pixelshit, co jest plagą w grach "niezależnych", ale przynajmniej wygląda tak, jak zapowiadali, więc nie mogę mieć pretensji. Muzyka jest w porządku.
Żeby nie było - pomimo tylu wad, nie jest to najgorsza indie gra na rynku, przeciwnie, warto w nią zagrać, ale na pewno nie za 20 €.
(09-04-2016, 11:44)Irwin napisał(a): Odrobinę kojarzy mi się z fenomenalnym Transistor, ale wydaje się znacznie lepsze.
W Transistora włożono przynajmniej trochę serca i nie można go przejść w 4 godziny.
Ale żeby nie narzekać jak smętny penis, dodam coś związanego z tematem.
Jako że jestem jedną z 200. osób w Polsce z New 3DSem, a w coś trzeba grać, kupiłem Hyrule Warriors: Legends, czyli coś jak Dynasty Warriors, ale w świecie Zeldy. Rozgrywka polega na siekaniu setek (przechodzących nawet w tysiące) przeciwników za pomocą rozmaitych kombosów, magicznych kombinacji i tym podobnych, zdobywaniu baz i pomaganiu własnej armii w walce z przeciwnikiem. Ku mojemu zaskoczeniu gra nie jest banalna. Bezmyślnym młóceniem wrogów jak kombajn zboże nie wygra się misji, trzeba zwracać szczególną uwagę na cele, bo z jednej strony twoja główna baza jest atakowana, idź i pomóż, ale z drugiej strony wielki smok atakuje kapitana twojej straży, leć jemu pomóc, bo armia traci morale; co z tego, że pomimo kilku postaci na polu walki, pomiędzy którymi możesz się przełączać, nie rozdwoisz się i musisz wybrać ważniejszy w danym momencie cel. Skopałeś sprawę i przegrałeś? Nic nie szkodzi, są punkty autozapisu, możesz spróbować jeszcze raz. Ale co to? Zapisało ci w takim miejscu, że i tak nie zdążysz obronić zamku? Zawsze możesz zacząć jeszcze raz i MĘCZYĆ SIĘ KOLEJNE 40 MINUT AAARGHHHHHH
Ale za piątym razem przeszedłem, bo nauczyłem się przebiegu misji niemal na pamięć.
Pomimo nieentuzjastycznych recenzji o średniej na poziomie 7/10, gra się naprawdę fajnie, ale tylko (podkreślam TYLKO) jeśli masz New 3DSa, bo na starszych modelach gra klatkuje jak cholera i nawet nie warto. Tak po dwie/trzy godziny dziennie gra się naprawdę przyjemnie, bez znużenia, bo postaci i kombosów jest sporo i jest się czego uczyć. A poza trybem fabularnym jest jeszcze Adventure Mode (i jeszcze jakiś trzeci tryb, nie pamiętam) i jego dziesiątki misji, więc gra powinna starczyć na długo.
A w czerwcu nowy Monster Hunter i setki godzin spędzone na polowaniu
jedyny koszerny w stadzie gojów
Liczba postów: 21
Liczba wątków: 0
Reputacja:
7
Post pod postem, bo nikt nie kocha forume i nie chce pisać.
Jak pisałem wyżej - Monster Hunter Generations. Nazywa się tak, bo to niby nowa część z nowymi elementami, ale z drugiej strony walki toczą się z potworami i na terenach z poprzednich części, stąd tytuł - Pokolenia.
(w glorious Nippon gra nazywa się po prostu Monster Hunter X, bo raz - to fajnie brzmi, a dwa - dziesięciolecie serii)
Na czym tak właściwie polega ta gra? W dużym skrócie
A dokładniej - wybierasz sobie jedną z kilkunastu broni dostępnych na starcie (m. in. takie cuda jak gunlance, czyli połączenie lancy i broni palnej; charge blade, czyli animu miecz, który przed atakiem trzeba "naładować", by potem pieprznąć nim niczym kometa w dinozaura; albo switch axe, czyli miecz i topór w jednym), zakładasz jakąś lichą zbroję dostępną na starcie i NAPIERDALASZ potwory - wyverny, jakieś smoki, śnieżne małpy, zmutowanie niedźwiedzie i tak dalej. Mniejsze i duże stwory można wypatroszyć dla skór, szponów, kłów, dziobów i całej reszty materiałów, z których robisz kolejne bronie i zbroje +12 do długości pe... miecza.
Owszem, jest to grindfest, zwłaszcza jak chcesz ulepszyć sobie broń i potrzebujesz dwóch kłów małpy, a tej odpada tylko jeden i to też wyłącznie, gdy napieprzasz ją centralnie w głowę. Czasami też zbierasz grzybki, zioła, miód, kopiesz minerały, łapiesz owady - jest miło, dopóki nie pojawi się PÓŁTORA KILOMETROWA WYVERNA SKĄD MIAŁEM WIEDZIEĆ ŻE TU BĘDZIE JEZU JA NAWET NIE MAM MIKSTUR NA KONDYCJĘ KOTY RATUJCIE
Tak, w tej grze zatrudniasz koty (bo Japonia koooooooooooocha koty) jako pomocników o różnych rolach - atak, leczenie, zatruwanie potwora, prowokowanie potwora, podstawianie bomb i coś tam jeszcze. Koty, jak to koty, są dosyć głupie, aczkolwiek bywają pomocne, a i kilka razy zadały ostateczny cios potworowi, więc przynajmniej nie płacę im za nic.
I można grać jako kot, co ma swoje plusy. Nie męczy się, jest szybki, nie wymaga narzędzi, bo ma swoje, dlatego nadaje się do zbierania wszystkich tych niezbędnych materiałów.
Nowa część to nowe metody rozgrywki - w tym wypadku style i umiejętności. Style są cztery - zwykły/klasyczny Guild, nieco bardziej agresywny Striker, powietrzny Aerial i Adept dla weteranów. Umiejętności to takie supermanewry, które można wykonać po napełnieniu paska napieprzania potwora. Każdy styl ma inną liczbę miejsc na takowe (od 1 do 3). Fani narzekali, że to czyni grę za łatwą i uproszczoną, ale raz - nie musisz ich używać, a dwa - widok mojej postaci wirującej jak piła tarczowa, walczącej podwójnymi ostrzami w powietrzu z włączonym trybem demona jest niczym z tandetnego anime, ale jest to całkiem zabawne, a nawet praktyczne.
Czy polecam grę? Jeżeli powtarzalność cię nuży - nie. Jeżeli marzysz o siekaniu gigantycznych jaszczurek, po to, by wykuć sobie (albo kotu) demoniczną, mroooooczną zbroję plus topór w kształcie noża do pizzy - jak najbardziej. Może to i japoński Call od Duty (w sensie, że dużo gier, podobne do siebie, ale wciąż dobrze się sprzedają), ale nadal wciąga pomimo robienia tego samego od 10. lat.
A, zapomniałbym - gra ma MILION żartów słownych związanych z kotami w stylu meownster zamiast monster, purrfect zamiast perfect, nyantenion zamiast attention, co może było śmieszne dla twórców/tłumaczy, ale czasami musiałem się zastanawiać, co te postacie do cholery mówią. Nie żeby fabuła była jakaś istotna.
Pożoga
Liczba postów: 173
Liczba wątków: 5
Reputacja:
18
Failout 4, Failout 3, Failout 2, Failout Taktikz, Failout 1, Steins;Gate, Misery, EU4, The Wolf Among Us, Subterranean Animism.
jedyny koszerny w stadzie gojów
Liczba postów: 21
Liczba wątków: 0
Reputacja:
7
08-08-2017, 16:29
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08-08-2017, 16:30 przez Ślimak.)
Prawie równo rok od mojego ostatniego posta w tym wątku, hehe.
Tydzień zastanawiałem się jaki kolor PS4 kupić - każdy, tylko nie czarny. Najpierw chciałem biały, potem złoty (bogactwo), potem srebrny, ale w końcu uznałem, że nie po co tak wybierać i... kupiłem Nintendo Switch. Szare, kolorowe jest trochę za jaskrawe.
Czy żałuję zakupu? Nie. Czy mając wybór, zdecydowałbym się na zakup PS4 zamiast Switcha? Raczej nie. Czy polecam najnowszą konsolę Nintendo? To zależy. Czy nie odrzuca cię perspektywa grania na małych kontrolerach? Czy chciałbyś mieć konsolę, która jest jednocześnie stacjonarna i przenośna? Czy jesteś fanem serii gier wychodzących na platformy Nintendo (Metroid, Mario, Zelda, Xenoblade Chronicles, Fire Emblem, Pokemon)? Jeżeli tak, to warto rozważyć zakup. Jeżeli tak średnio to radzę poczekać na nowe gry albo liczyć na obniżkę ceny.
The Legend of Zelda: Breath of the Wild
Jedna z najlepiej, a może nawet najlepiej oceniana gra tego roku. 10 na 10 rozdawane na lewo i prawo. Czy gra naprawdę jest taka dobra?
Nooooo... nie jest. Ale jest naprawdę zaskakująco dobra jak na tytuł z otwartym światem, eksploracją, zbieraniem materiałów i takimi tam. Powiedziałbym, że im dłużej się gra, tym mniej "magiczna" staje się gra, ale to pewnie zmęczenie wynikające z faktu, że przez pierwsze dni potrafiłem grać w nową Zeldę przez 5 do nawet 8 godzin, bo tak wciągała. Nawet teraz, po jakichś 50 godzinach nie zwiedziłem całego świata, nie zajrzałem po każdy kamień (a warto), nie widziałem wszystkiego. I specjalnie tak zdawkowo piszę o grze, bo jest to tytuł, który naprawdę warto rozpracowywać samemu, by mieć satysfakcję z odkryć i radość z niespodzianek.
Czy zatem jest coś, co mi się nie podoba? Owszem.
Po pierwsze - gdyby nie pewien szybki i w miarę skuteczny sposób na zarabianie [100% legit NO SCAM] odkryty przez graczy, zdobywanie funduszy byłoby trudne. A jest na co wydawać - wspomniane zbroje, strzały różnego typu, materiały do potraw, a nawet własny dom w jednej z wiosek za marne 4500. Co ja piszę, jaki tam dom - znalezione fontanny wróżek żądają od ciebie pieniędzy, jest ich cztery i czwarta znaleziona wróżka żąda 10 tysięcy! A im więcej fontann odkryjesz, tym lepsze ulepszenia pancerza możesz otrzymać. A będziesz ich potrzebował.
Wydobywanie kamieni wartościowych i sprzedawanie ich za setki, by móc kupić sobie opancerzenie za tysiące jest oczywiście wykonalne, ale żmudne, trudne i często losowe, bo nie wiesz, jaki kryształ ci się trafi. Poza tym, kamienie są potrzebne do budowy niektórych akcesoriów lub broni i szkoda je sprzedawać.
Po drugie - rzeczy jest po prostu za dużo. Świątyń jest ponad sto, niektóre poukrywane, niektóre w ogóle niewidoczne, dopóki nie odkryjesz tajemnicy ich znalezienia, niektóre na widoku. W świątyniach są zagadki - niektóre łatwe, niektóre w miarę wymagające, ale przyjemne, a niektóre tak zagmatwane, że aż nieco frustrujące. Chociaż to ja pewnie jestem głupi.
Ale to jeszcze nic. Świątynie mają wykrywacz, który pika, jeżeli jesteś blisko jakiejś. Spoko, łatwiej szukać. W grze są również Koroki, które musisz znaleźć sam (albo z poradnikiem z internetu, ewentualnie z maską z płatnego dodatku), a jest ich 240. Niby możesz je olać, tak samo jak niby możesz zaliczyć tylko obowiązkowe świątynie i dać sobie spokój, ale świątynie dają ci kule, które wymienisz na zdrowie lub kondycję, a znalezione Koroki dają ci nasionka, które wymieniasz na miejsce w ekwipunku. Próba grania z nierozwiniętym ekwipunkiem jest niesamowicie frustrująca, zwłaszcza gdy znajdujesz świetną broń/łuk/tarczę i nie masz na nie miejsca.
Po trzecie - żeby dostać się do Gerudo City musisz się przebrać w damskie ciuchy i udawać, że jesteś kobietą (bo nie wpuszczają mężczyzn, takie pustynne amazonki) i to gejowskie jest.
Splatoon 2, czyli plaskanie sequel
Część druga hitu z WiiU, czyli więcej tego samego - strzelania farbą w niewinne dzieci i rysowania nieśmiesznych memów w lobby.
A tak dokładniej - tworzysz sobie Inklinga, czyli pół człowieka - pół kałamarnicę, kupujesz ubrania ułatwiające rozgrywkę (takie miniperki), kupujesz bronie - blastery, gatling guny, snajperki, karabiny, ale też wałki malarskie, pędzle i wiadra - i realizujesz się w grach przez sieć w jednym z kilku trybów. Kampania dla jednego gracza oczywiście jest, ale służy bardziej jako wprowadzenie do mechanizmów rozgrywki i zmian względem pierwszej części, niż jako poważna i rozbudowana historia. Jest krótka, nawet śmieszna, ale warto ją ukończyć chociażby dla piosenki na końcu. Najważniejszy w Splatoonie 2 jest i tak
Multiplayer
A w nim:
- Turf War - zamaluj więcej terenu niż przeciwna drużyna
Gry rankedowe, dostępne od poziomu 10:
- Rainmaker - coś jak capture the flag, tylko zamiast flagi masz broń w kształcie ryby, z której możesz strzelać, wygrywa drużyna która doniesie rybę najbliżej bazy przeciwnika
- Tower Control - taki escort z Overwatcha, tylko jest wieża i ktoś musi na niej stać, żeby się poruszała, zasady wygranej podobne jak w Rainmakerze
- Splat Zones - masz jedną lub dwie strefy i walczysz o zamalowanie ich kolorem twojej drużyny dłużej niż przeciwnik, najmniej lubiany przeze mnie tryb z powodu dziwnego systemu punktacji
Gry ligowe, dostępne jeżeli zdobędziesz rangę B- w grach rankedowych, takie same tryby jak rankedy, tylko grasz w drużynie złożonej ze swoich znajomych i punktacja jest inaczej liczona, nie miałem okazji testować, bo mam tylko 2 znajomych na Switchu
I osobno Salmon Run, gdzie wraz z trzema graczami odpieracie atak zabójczych ryb, próbując (bo chaos rozgrywki nierzadko temu nie sprzyja) pokonać bossów i zdobyć złotą ikrę dla tajemniczego pracodawcy. Bardzo ciekawy tryb, bonusy jakie dostajesz za pracę bardzo przydatne, ale niestety jest dostępny czasowo, to znaczy, że na przykład możesz w niego grać dzisiaj od 20 do jutra do 20, a potem dopiero 10 sierpnia od 8 do 11 sierpnia do 8. Bardzo dziwny system, prawdopodobnie zaimplementowany po to, by nie nadużywać bonusów, ale no cóż, nieco głupie rozwiązanie.
Są jeszcze Splatfesty, czyli rozgrywane w niektóre weekendy walki dwóch drużyn w pojedynkach o głupoty. Czy lepszy jest majonez czy ketchup? Dołącz do jednej z drużyn i zdecyduj (spoiler: wygrał majonez i dobrze, bo na niego głosowałem). Podczas tych meczy tusz ma inny kolor, a jeżeli twoja strona wygra, dostajesz morskie ślimaki do ulepszenia ekwipunku.
No i przede wszystkim walczysz o honor majonezu, to najważniejsze.
Czy Splatoona 2 polecam? Jasne. Granie w strzelankę na konsoli byłoby trudne, ale jest sterowanie ruchem, do którego nie byłem na początku przekonany, ale teraz nie mógłbym grać inaczej. Jeżeli lubisz kolorowe niepoważne gry, w które będziesz grał długo (bo aktualizacje są cały czas, a w nich nowe bronie, mapy itp.) to polecam. Czat głosowy jest prze aplikację na telefon, co jest głupie, ale przynajmniej dzieciaczki ci nie drą się w trakcie gry, więc nawet na plus.
|