Niebieski
Liczba postów: 254
Liczba wątków: 50
Reputacja:
11
Ostrzeżenie: Poniższy post nie ma na celu nikogo obrażać, ani wywołać wojny internetowej.
Często można spotkać się z opinią, iż dzisiejsze gry komputerowe są słabe. Główne zarzuty wobec nich to: zbyt niski poziom trudności, brak klimatu, mikropłatności, gorsza grywalność i bycie skierowanymi do grupy tak zwanych "graczy niedzielnych".
Zwolennicy nowszych tytułów odpowiadają na to twierdząc, iż tak na prawdę za wszystko odpowiada nostalgia, albo nie odpowiadają wcale.
Co ja o tym sądzę? Powiem to wprost: w latach '90 i w pierwszej połowie poprzedniej dekady było więcej dobrych gier. Owszem, grafika była na niższym poziomie zaawansowania, ale za to fabuła i rozgrywka ( Deus Ex z 2000 roku, Total Annichilation, Blitzkrieg 1 - pamięta ktoś? ) były na bardzo wysokim poziomie. Nie było również automatycznej regeneracji życia, a popełnienie jednego błędu mogło doprowadzić do klęski całej misji. Moim zdaniem było to coś dobrego i ułatwiającego poczucie klimatu - w świecie realnym jeśli jakiś dowódca wojskowy, bądź komandos coś zawali, to cała misja kończy się zazwyczaj klapą.
Jak jest teraz? Cóż. Ludzie masowo kupują popularne serie, bo to "gra z serii X", a dobre gry są najczęściej odkrywane po latach. Granie ma przede wszystkim służyć relaksowi, nic więc dziwnego, że nowsze twory są w stanie bardzo wiele wybaczyć.
Człowiek - nie człowiek
Liczba postów: 88
Liczba wątków: 12
Reputacja:
78
Kiedyś
Słabsza grafika oznaczała że trzeba było włożyć w grę więcej kreatywności. Teraz to walną sobie trylion efektów świetlnych, włosowych i jakich tam jeszcze i są kontent.
Istniało coś takiego jak KOLORY - obecnie gry cofają się do poziomu kina czarno-białego. Czekam na FPSa z tabliczkami z napisem BANG! zamiast dźwięku.
Projekty postaci i otoczenia były rozsądne i czytelne. Dzisiaj to wyścig kto wepchnie na każdy kawałek tekstury więcej bezużytecznych detali.
Gry które miały fabułę, potrafiły mieć naprawdę dobrą fabułę. Reszta fabuły nie miała. Dzisiaj każda gra udaje głęboką historię a wychodzi im szlaka. Gdzie stary dobry schemat "zabij wszystko co jest brzydsze od ciebie i uratuj wszechświat"?
Mniej animacji zaśmiecało grę - nie obchodzi mnie że umiecie zanimować rękę naciskającą wajchę na dwieście różnych sposobów - wolę drzwi które otwierają się ćwierć sekundy, a nie trzy.
Protagoniści szybciej chodzili. Do tego umieli skakać.
Kamera się nie trzęsła, nie pokrywała błotem, herosowi nie rozmywał się wzrok.
Gatunek FPS nie był kompletnie zdegenerowany - o tym da się napisać książkę.
Gatunek platformerów ISTNIAŁ.
Lokacje były mniej liniowe.
Gry nie traktowały gracza jak debila.
Trudność była większa, górny limit skilla tak samo.
Było tego więcej ale nie chce mi się przypominać.
Diagram przemienny
Liczba postów: 72
Liczba wątków: 4
Reputacja:
39
Ech, gry się nie robią coraz gorsze, tylko gracze po prostu się starzeją. Gry przestają dawać taką radochę jak kiedyś. A potem młodzi, za sprawą efektu placebo fundowanego im przez starsze pokolenie, też zaczynają tak czasem uważać.
Ludzie mówią, że stare gry miały "to coś". Głupota. To nie gry, tylko gracze, i nazywamy to powszechnie "młodością". Wiadomo, że młodzi ludzie odbierają wszystko silniej i intensywniej. Toteż wydawało się, że kiedyś gry dawały więcej radochy.
Nie no, kurcze, grałem w stare gry. Były bardzo dobre, to prawda, ale nie odczuwałem specjalnej wyższości tamtych nad współczesnymi. Może odrobinkę sentymentu.
Czy stare gry były bardziej kreatywne? Nie. Nie były. Były mniej kreatywne, bo nikt od gier nie oczekiwał kreatywności. To wszystko było bardzo prymitywne, słabo rozwinięte, chodziło głównie o akcję. Ludzie nie przejmowali się czymś takim jak kreatywność, bo wtedy wszystko wydawało się pomysłowe. Atak wielkich pająków? Kurczę, dotychczas taka gra nie powstała, więc teoretycznie była to nowość.
Teraz gry, stały się dużym sektorem rynku i pompuje się w niego duże pieniądze. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że jest graficzny wyścig zbrojeń, to po prostu pozostałość po czasach, gdy piksel zajmował 1/12 powierzchni monitora. Tak samo jak ładne animacje. To była ewolucja, coś nieuniknionego.
Współczesne gry mało kreatywne? Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Jak się odpowiednio je dobiera, to na jej niedobór gracz nie ucierpi.
Kiedyś gry były mniej liniowe? HUE.
Gry były czystą i przyjemną rozwalanką? Nie grałeś chyba w DN3d szukając tych cholernych kolorowych kart porozrzucanych po mapie. Albo nigdy nie wychodziłeś 10 minut z już oczyszczonych podziemi w starych RPG-ach.
Gry kiedyś były trudniejsze? Nie przeczę, to w sporej części prawda, chociaż nie przesadzałbym. W większości polegało to mniej-więcej na schemacie: Wyskakuje zza węgla koleś, zabija cię, wczytujesz, strzelasz w miejsce w które za chwilę wyskoczy znany ci koleś, zabijasz go, wyskakuje następny...."
Osobiście cieszę się, że gry wyszły z tego schematu.
btw polecam STALKERa na najtrudniejszym.
Szczerze mówiąc, jestem bardzo zadowolony z tego, w jakim kierunku idą gry. Uważam że Oblivion to godny następca Morrowinda, a Skyrim Obliviona. Mass effect - zacna seria. Bioshock - zacna seria. Saints Row - iście zacna seria (mówię głównie o 3 i 4). Wiesiek - 1 i 2 zacne, w 3 nie grałem (mam zamiar). "Totalwary" - w Rome 2 nie grałem, ale wszystkie pozostałe uważam za bardzo dobre gry (w szczególności Napoleon).
A platformówki były nudne.
| Marchewkę przyznali   | Seluna(+1) |
|
TentacleGRape
Liczba postów: 16
Liczba wątków: 3
Reputacja:
1
Gry nigdy nie robią się gorsze. Zależy na jaki rynek spojrzymy. Mamy na przykład: - PieCe, wszelaki wybór tytułów,oczywiście jak im lepszy sprzęt tym lepiej,ale tytułów jest od groma.
- Konsole pokroju Xbox czy PlayStation, też pewna część rynku,u nas nie tak widoczna jak za oceanem,ludzie częściej sięgają po konsole niż po kompy,co można zauważyć przy Wiedźminie,gdzie najlepiej się sprzedał-> 30% to jest platforma PC.
- Gatunek Nintendo... Mimo iż firma ma różnorakie produkcje,niekoniecznie z zamysłu... prostej,"słodkiej" zabawy, to na tym się trzymają bardzo dobrze.
To że pojawiają się gry typu Call of Duty 65343 Total Armaggedon Exclusive Edition to jest niestety... zachowanie współczesnych konsumentów. W dzisiejszych czasach firmy kupują Smartfonowe gierki za miliony bo warto (przykładem tutaj jest Candy Crush,którego brr,w życiu nie dotknę.).
zapalonych twórców nie brakuje,więc tytułów jest od groma. Kiedyś nad tym nikt nie siedział,nie wiedział że można zarobić odgrzewając kotleta jakim jest ostatnio seria Assassin's Creed nie wnosząca ostatnio nic szczególnego. są gry logiczne,jak i dyslogiczne,niekoniecznie musi być sens by było ciekawie.
Chociaż znaleźć coś co będzie "Hardkorowym wykręcaczem klawiatury" nie jest prosto,to jednak coś jest. Polecam Dark Souls. nie jedno krzesło poleciało albo i nawet monitor wraz z oknem.
Podsumowując-> Gry nie są słabe. To producenci obecnie stawiają wyżej reklamę ponad grę. Obiecują złote bronie,niesamowite nieśmiertelniki,PipBoy'e,lodówki z Hanem Solo. Często ludzie są tak nakręceni i spodziewają się kosmosu,a tu studio robi ich w konia,uwalając kompletnie. Drugim i ostatnim zdaniem jest... Marketing. Najważniejsze jest by sprzedało się w dobrej ilości więc gra nie może być za trudna,prawda? z lekka powiem że załamuje mnie taka mechanika...
Pierwszy mangozjeb Pone
Liczba postów: 317
Liczba wątków: 40
Reputacja:
35
15-11-2015, 03:11
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-11-2015, 03:18 przez Irwin.)
Jasne, kiedyś trawa była bardziej zielona, cycki napotykanych dziewoi większe, a polityka bardziej racjonalna. Nie to co teraz.
Obecnie żyjemy w najlepszej możliwej epoce jeśli chodzi o tworzenie gier. Każdy odpowiednio zdeterminowany zespół jest w stanie korzystając z odpowiednich narzędzi taką grę, jaką sobie wymarzy.
W połowie lat '90 i na początku poprzedniej dekady to praktycznie nie istniało. Internet raczkował, pomocy było tyle co kot napłakał, a powszechnie dostępne open source istniało w mokrych snach Stallmana. Twórcy nie mieli możliwości stworzenia gier na miarę dużych studiów i nie mieli możliwości wypromowania się, nie było na to kasy. MODY - kiedyś dostanie jakiegoś moda graniczyło z cudem, teraz do każdej gry która na to pozwala masz tryliard cholernych modów. Są nawet gry, które istnieją tylko po to, żeby robić za podstawkę pod mody (fallout, mount and blade, Unreal).
A dzisiaj? Klik, unity! Klik, Kicksater\patreon! Klik, steam greenlight!
Oczywiście te biedne studia indie nie dościgną profesjonalistów i muszą pójść z swoją wizją na ustępstwa, ale są w stanie z nimi realnie konkurować. Przebija się jeden na tysiąc? To i tak naprawdę dużo.
Przykłady naprawdę dobrych gier które wyszły stosunkowo niedawno? Company of Heroes, Hotline Miami, Age of Decadency, Wiedźmin 3, Red Orchestra 2, Dishonored (bije thiefy na głowę), Bioshock:Infinite, Civilization V, Mass Effect 2, RTS spod szyldu Europy universalis, Magicka, Diablo 3, Starcraft 2, Valiant hearts, Raymany, Xeonauts (jakiś facet zobaczył nowego Xcoma, stwierdził że to fuszerka i zrobił własnego, znacznie lepszego, w 2D), Elite:dangerous.. kurde, mógłbym tak wymieniać cały dzień. Każdy może zrobić grę, a duże studia miewają bardzo porządne przebłyski.
Wolę Bulletstorma od Unreala (zwanego też jako symulator baletu 1998) i jestem z tego dumny (to prawie jak gejowski coming out, he he he). A brutal doom z modem na patyk do selfie to już mistrzostwo świata, gra dekady, a może nawet dwudziestolecia, jednak nie zapominajmy że brutal doom to NOWY mod do dooma, a gdyby powstał w 1997 to prawdopodobnie zaginąłby w mrokach dziejów. System shock 2 był świetny w wspomnieniach, ale po powrocie okazał się brzydkim, zagliczowanym symulatorem walenia kluczem francuskim wszystkiego co się rusza, BO HURR DURR SAMOTNOŚĆ W PRZESTRZENI KOSMICZNEJ.
Nie zapomnijmy jednak o Shodan.
Shodan dalej wymiata.
Chyba najlepszy... hmm.. zły? W grach komputerowych które nie składają się z tony tekstu.
Deus Ex dalej daje radę.
Blitzkrieg dobry? To zagraj w CoHa. Zmienisz zdanie.
Chemik może sobie mówić co chce, ale Heroes V podciągnął formułę trójki do mistrzostwa.
Gatunek klasycznych cRPG przeżywa największy boom od drugiej połowy lat '90 - Pillars of Eternity, wspomniane Age of Decadence, Wasteland 2, Shadowrun, tysiące gier tak hardkorowych, że nie ruszę ich kijem bo przestanę mówić po ludzku (Serpent of the Swaglands, albo coś), a niedługo będzie NUMERIA, KURDE, TORMENT, którą jaram się jak Corsa w zaspie. Oglądałem wszystkie dostępne wywiady i gameplaye - i jeśli to nie wyjdzie, to kupię sobie rewolwer i wpakuję kulę w łeb, bo jeśli grupa zdeterminowanych ludzi, dobrze zorganizowanych, wiedzących co i jak robić, wspartych kilkunastoma latami przemyśleń i MASĄ DOŚWIADCZENIA, nie jest w stanie napisać dobrej historii, to nic nie ma sensu  . W ciągu ostatnich 15 lat nie powstało tyle zarąbistych cRPGów co teraz.
To teraz łyżka dziegciu - dzisiaj DUŻYCH gier nie tworzą studia, a marketingowcy danej marki. Spójrzcie sobie na serię assasins creed albo Fallouta 4 - kupione recenzje, sztuczny hype, w reklamę władowano stokrotność tego co w produkcję, sprawiając że gry przeciętne sprzedają się gorzej niż wybitne. Dział marketingu produkuje kasę, kręcąc rekordy sprzedaży już w cholernych pre-orderach. Z drugiej strony - sięgnijcie po jakiegoś CD-Actiona sprzed 15 lat i powiedzcie mi, ile macie genialnych zapamiętanych tytułów, a ile totalnego crapu. ZRÓB TO. ZRÓB TO TERAZ, NIE BĄDŹ LENIWCEM.
| Marchewkę przyznali   | Seluna(+1) |
|
Dark Souls & Metal Gear Solid Fangay
Liczba postów: 16
Liczba wątków: 2
Reputacja:
1
Nie mogę się zgodzić z Mordoklapowem, że to jedynie sentyment i dziecięca radość i intensywność utwierdzają nas w fakcie, że starsze gry były lepsze od nowszych. Z prostego powodu. Często sięgam do starych gier, których nie znałam, i bawię się w nich o wiele lepiej niż w tych nowszych, które teraz proponuje rynek. Widzę w nich ogromny potencjał, który NIE JEST (w porównaniu z nowymi) zmarnowany. Słaba grafika dawała wiele różnych opcji, w starych grach nikt nie czepiał się, że coś jest nierealistyczne, co też dawało spore możliwości. Teraz to przecież zrobisz coś, co nie jest podobne do realistycznego to już jest źle, bo przecież tak nie jest. Nie mówię, że wszystkie dzisiejsze gry tak wyglądają. Są takie świeże gry, które wciągnęły mnie na godziny, ba, nawet na więcej niż stare, bo po prostu są bardziej rozwinięte. Ale mimo to po przejściu ich brakuje mi "tego czegoś". Bawiłam się świetnie, ale ta gra nie porwała mojej duszy ze sobą.
Stare gry przede wszystkim nie były schematyczne, nie miały miliarda samouczków, które bardziej irytują, niż nam pomagają, bo w kolejnej strzelance i tak prawy przycisk myszy to dalej będzie strzelanie, a nie skakanie.
A co do tego co pisze Irwin, może i jest wiele genialnych tytułów, a wcześniej było ich...mniej, chociaż bym tak nie powiedziała. Ale chyba liczy się JAKOŚĆ, a nie ILOŚĆ, eh? Taka jest bardziej moja opinia, a raczej opisany mój gust, więc trudno się kłócić. Po prostu sięgając po starą, dobrą grę lepiej się bawię niż przy sięganiu po nową, dobrą grę, nie ważne czy teraz, czy za pięć lat. Chyba, że coś się zmieni.
Ale no, to mój gust. Brakuje klimatu i wspomnień i prawdziwych easter eggów.
Mały frustrat
Liczba postów: 26
Liczba wątków: 1
Reputacja:
4
15-11-2015, 11:18
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-11-2015, 11:24 przez ChrisEggII.)
Heh, drażliwy temat typu "czy kiedyś było lepiej?". Z pewnością jest to coś, w czym tez muszę dodać swoje trzy grosze. Z góry uprzedzam, że poprzednich postów nie przeczytałem, więc opinie mogą się powtarzać (nie chciałem wzorować się na niczyjej opinii. Spokojna głowa, przeczytam je po napisaniu tego posta).
Przede wszystkim, jak na początku wspomniałem, mam wrażenie, że jest to konflikt między dzisiejszymi czasami, a tymi sprzed kilkunastu lat. Tak się złożyło, że urodziłem się jeszcze w poprzednim stuleciu. Mam co prawda jakiś sentyment do tych czasów, nie nikt mnie jak dotąd nie przekonał, że wtedy było lepiej. Internet był wolny (o ile w ogóle był), w telewizji nie było prawie kanałów tematycznych, medycyna stała na niższym poziomie, a aktywność dzieciaków z podstawówki na podwórku jakoś się znacząco nie różniła. A naprawdę mam ochotę zadusić tych, co mówią, że dzieci kiedyś były lepiej wychowane niż teraz. Podstawówka skończyła się dla mnie depresją i paroma bardzo poważnymi incydentami, także wiem jak dobrze działało wychowanie w tamtych czasach.
No ale chren, wróćmy do tematu gier. W końcu tutaj po to jesteśmy.
Pierwszy postawiony przez ciebie argument, to poziom trudności. Tutaj nie do końca mogę się zgodzić.
Tak, to prawda że są obecnie gry, których poziom trudności jest niepoważnie niski. Do takich gier zaliczam chociażby Wolfenstein: New Order (nawet na najtrudniejszym jest cholernie łatwy), czy Amnesia. Są również gry, gdzie ten poziom trudności został w fatalny sposób wyważony, jak chociażby w Falloucie NV, gdzie uszkodzenia kończyn kończą się czołganiem w ślimaczym tempie do najbliższej wioski. Jednak poza kilkoma przypadkami, to nie widzę różnicy między epokami. Zauważyłem jednak trzy powody, przez które ludziom wydaje się, że jest inaczej:
1. Brak zapisów
Jest to cecha przede wszystkim gier na stare konsole. Dzisiaj większość gier pozwala nam na zapis w dowolnym momencie, dzięki czemu możemy punkt powrotu przy trudniejszych momentach gry, a tym samym powtórzyć go nawet kilka sekund po poprzedniej porażce. W innych grach punkty są rozstawione w taki sposób, że cofamy się góra kilka minut do tyłu.
Kiedyś jednak tych zapisów nie było. Dostawałeś te 3 życia i na nich miałeś przejść całą grę. I rzeczywiście, to było utrudnienie. Jednak w moim mniemaniu dość sztuczne. Ostatnio dorwałem się do emulatora NESa, a tym samym mogłem zapisywać rozgrywkę. Nagle się okazało, że Mario, Cobra, czy wręcz osławione przez poziom SMB 2 nie były już tak straszne.
2. Wiek gracza
Nie oszukujmy się, on też ma znaczenie. Wielu z nas grając w starsze tytuły miało kilka, góra kilkanaście lat. W dodatku bardzo niewielkie doświadczenie z grami. Dostawałeś strategię, więc musiałeś się nauczyć jak wybudować prosperujące miasto. Dostając RPG, musiałeś nauczyć się, w jaki sposób budować postać (ciekawe ilu ludzi poza mną po równo rozdzielało statystyki w Diablo 2  ). Dostając FPS, musiałeś się nauczyć która broń nadaje się do jakiej sytuacji.
Od tego czasu zasady rządzące gatunkami niewiele ewoluowały, więc często sięgając po nowy tytuł, gracz z góry wie co do czego.
Często wracam do tytułów sprzed lat i za każdym razem efekt jest taki sam. Nawet najtrudniejsze gry z dzieciństwa przechodzę równie łatwo, jak dzisiejsze tytuły. RTC Wolfenstein? Kiedyś postrach, dzisiaj typowy FPS. Knights and Merchants? 10 lat temu nad jedną misją potrafiłem siedzieć 2 tygodnie. Dzisiaj, po poznaniu paru sztuczek, każdą mogę przejść w mniej niż godzinę.
3. Źle dobrany poziom trudności
Dzisiaj prawie że każda gra posiada taki wybór. Nie mniej większość graczy wybiera normalny, przez to często się okazuje, że gra się okazuje zbyt łatwa dla wyjadaczy gatunku. Ja na przykład zawsze przy FPSach biorę się za najwyższy poziom, dzięki czemu zazwyczaj muszę sporo kombinować z taktyką i często wracać do jednego punktu. Z kolei taki gracz niedzielny może wziąć łatwy poziom, i przez te pół godziny gry w tygodniu poczynić zadowalające go postępy. Sytuacja win-win, bo obaj będziemy zadowoleni z tej samej gry.
Ale kontynuując dalej, istnieją produkcje, które celowo mają na celu być trudne. Przykładem niech będzie Dark Souls, w którym jeżeli nie powali ciebie poziom trudności przeciwników, to zrobi to spieprzony port gry na PC (tak, trochę ironizuję tutaj...). Albo niewielka platformówka „I wanna be a guy” i jej przeróbki., gdzie ginie się średnio co 3 sekundy.
Kolejnym argumentem jest „brak klimatu”... Tutaj częściowo mogę przyznać ci rację. To prawda, wielu dzisiejszym grom brakuje pazura. Najlepszym przykładem jest tutaj seria Fallout. Pierwsze dwie części są uważane za legendarne, właśnie dzięki ich klimatowi. Ciężki, postapokaliptyczny świat, gdzie ludzie próbują sobie jakoś radzić. Jest masa frakcji, każda ma swoją ideologię. Z kolei grając w New Vegas miałem wrażenie, że trafiłem do jakiejś cholernej Afryki, czy innych Indii. Jedynie bronie co jakiś czas mi przypominały, że to jest przyszłość. A główną nagrodę na antyklimatyczność leci za tytułowe New Vegas. Jedna ulica i kilka betonowych domów. A ponoć miało kipić bogactwem.
No ale z drugiej strony nie dotyczy to wszystkich tytułów. Wiele z dzisiejszych produkcji tworzy naprawdę niesamowity świat, który na długo zapada w pamięć. Przykłady? Proszę bardzo!
-Bioshock (podwodne miasto, w którym coś nie pykło. Mieszkańcy zwariowali, a ich kwestie mówione są strasznie psychodeliczne)
-Transistor (futurystyczne miasto, które opustoszało. Przez całą grę dostajemy szczątkowe informacje na temat tego, co się tam stało)
-Magicka (Tutaj dla odmiany cukierkowy świat czarodziejów z bardzo charakterystycznym humorem)
-This War of Mine (realia wojenne, gdzie grupka cywilów musi walczyć o przetrwanie)
Nawet w takim Team Fortress 2 można odnaleźć jakiś klimat, jeżeli tylko zagłębi się w otoczkę tej gry.
Przykładów przychodzi mi do głowy o wiele więcej. Tak naprawdę wystarczy dobrze poszukać, a znajdzie się coś ciekawego.
Kolejny argument – mikropłatności. Prawdą jest to, że kiedyś tego nie było (a raczej sobie nie przypominam). Wystarczyło że kupiłeś sobie grę i miałeś dostęp do tej samej zawartości, co wszyscy inni gracze. Pomijam już mody, bo to trochę inna kwestia.
Powstaje jednak jedno podstawowe pytanie – czy jest to problem? Wszystko zależy od tego, w jaki sposób są one wykorzystywane przez twórców.
Przykładem złego ich wykorzystania jest World of Tanks, gdzie gracz w pewnym momencie gracz ma tak nikłe postępy, że po prostu musi zapłacić twórcom, aby dostał jakiś czasowy bonus, aby móc się dalej rozwijać. Innymi przykładami jest masa gier MMORPG (Metin 2...), a rzadziej w innych gatunkach. W takich przypadkach lepszym rozwiązaniem by było, jakby twórcy już kazali sobie płacić za ich grę z góry.
No ale z drugiej strony są przypadki, gdzie takie mikropłatności stanowią jedynie urozmaicenie rozgrywki, bądź jedynie jej niewielkie ułatwienie, bez karania pozostałych graczy. Genialnym wręcz wykorzystaniem mikropłatności wykazało się Valve przy TF2. Gra jest całkowicie darmowa i każdy ma w niej równe szanse. Każdą broń można kupić, ale równie dobrze można też takową wytworzyć, zdobyć przez osiągnięcie, bądź liczyć na łut szczęścia, że pojawi się przez system randomowego rozdawania przedmiotów. Co prawda czapki i niektóre klasy przedmiotów są niedostępne dla graczy F2P, ale jest to jedynie ozdoba, nie mająca wpływu na moc broni.
Podobnie propsuję ten pomysł przy League of Legends, Planetside 2, czy Robocraft.
Pominę już argument o gorszej grywalności, bo kompletnie nie mam pojęcia co ma się pod nim kryć. Grafika poszła do przodu, gry o ciekawych historiach nadal powstają, pewne prawidła różnych gatunków pozostały niezmienne, a twórcy gier ciągle próbują czymś się od konkurencji wyróżnić, dając coś, co potencjalnie ma przyciągnąć gracza...
Mam jednak jeden poważny zarzut wobec nowych gier. Od dłuższego czasu podążają utartymi ścieżkami. Od dłuższego czasu nie pojawiło się nic, co by łamało wszystkie znane dotąd zasady gry. Wszystko zamyka się w znanych nam gatunkach, ewentualnie próbuje je jakoś łączyć. Z różnym skutkiem. Włączając FPS, od razu wiadomo, że naszym zadanie jest wybić wszystkich przeciwników, bądź dotrzeć do jakiegoś punktu. Grając w RTSy mamy rozbudować swoją bazę i zniszczyć tę przeciwnika. Wybierając platformówkę, mamy dojść do końca planszy, unikając przeciwników i skacząc między platformami.
I to właśnie w tym widzę sukces Minecrafta, czy DOTA. Przy powstawaniu, właściwie nie miały żadnej konkurencji w swoich gatunkach, bo same go utworzyły. Dawały one graczom powiew świeżości.
Nie można jednak zapominać o czymś, czego nie było wcześniej (a przynajmniej nie w takiej skali). Chodzi mi o gry indie. Tego typu produkcje są tworzone prze drobniejsze studia, a często i przez pojedyncze osoby. Gracze nie mają żadnych oczekiwań wobec niewielkich wytwórców, zatem ci mogą naprawdę zaszaleć. I zazwyczaj to wygląda tak, że gra powstaje wokół jednego, innowacyjnego pomysłu. Dzięki temu powstają perełki, które często nie mogą zostać właściwie zareklamowane przez niewielki budżet. Jest to niemiła odmiana względem wielkich wytwórców, którzy wydają olbrzymie pieniądze na reklamę odgrzewanych kotletów. Najlepszym przykładem jest tu Fallout 4. Graficznie nie różni się od poprzednich osłon, przybliżył się do gier typu FPS z elementami RPG i Minecrafta.
Czyli ogólnie mówiąc, to nie ma zbytnio na co narzekać. Sytuacja się wcale nie pogorszyła, względnie się nawet polepszyła. Z pewnością jest jednak inaczej niż te 10-20 lat temu. Każdy gracz znajdzie coś dla siebie. Ci z nostalgią wrócą do starych tytułów, pozostali będą testowali nowsze produkcje.
jedyny koszerny w stadzie gojów
Liczba postów: 21
Liczba wątków: 0
Reputacja:
7
Dobry wieczór. Przychodzę spóźniony do tego tematu, będę dużo cytował i nikt tego nie przeczyta, ale co mi tam.
Zabrzmię jak pieprzony hipster, ale największym problemem gier było przejście do mainstreamu. Był taki magiczny rok 2007, w którym to pojawiły się dwa twory: serial Big Bang Theory i gra Portal. Serial promował kulturę nerdów czy tam geeków, a jako że stał się popularny, to tę właśnie kulturę tak jakby wypchnął z piwnic "do ludzi". Bycie nerdem nie było wyśmiewane, było "na czasie" i zabawne, bo Sheldon i spółka, co to wolą gierki od dziewczyn, zbierają komiksy i figurki, bo zajmują się nauką, a nie imprezami, co za dziwaki, LOL.
BAZINGA xDDDD
A Portal... Portal to była memegra, z której słynne już zdanie "Cake is a lie" stało się z jakiegoś powodu superśmiesznym tekstem, który to opanował wręcz fora i inne reddity te 9 lat temu i cholera wie dlaczego. W przypadku poprzedniego takiego przypadku, czyli "All your base are belong to us" można jeszcze to zrozumieć, bo to niby było śmieszne z powodu kiepskiego tłumaczenia, ale tekst z Portala ma sens dopiero, gdy zagrało się w grę.
A co mają memy do rynku gier? Już wyjaśniam - w 2015 roku wychodzi mała, niezależna gierka Undertale, która (jak to dużo słabych gierek indie) jest pseudo-8-bitowa z muzyką chiptune, ale oprócz tego jest jeszcze kopalnią potencjalnych memów. Nawet nie dlatego, że gra jest taka zła, ale po prostu gra jest pełna "lol xd randum" postaci, które mają zapaść w pamięć nie dlatego, że są dobrze napisane, ale dlatego, że fani będą powtarzać ich "śmieszne" teksty do porzygu na wspomnianych wyżej forach, redditach czy nawet 4chanach. To nie jest tworzenie dobrej gry - to jest tworzenie gry z nadzieją na jakiś viral czy inny marketing szeptany, co jak niektórzy pewnie wiedzą opłaciło się, bo z jakiegoś powodu to dziełko podostawało bardzo wysokie oceny na portalach i portalikach, bo MUH FEELINGS, bo Papyrus taki śmieszny, a zabijanie takie złe. Przykra sprawa, ale stan współczesnego rynku dziennikarstwa "growego" to temat na inną dyskusję.
A wracając do 2007 roku - w tymże roku poza (o ironio) hardkorowym S.T.A.L.K.E.R.em wyszły również:
- Call of Duty 4, czyli oskryptowany FPS oraz prekursor rozwiązania "schowaj się na chwilę za rogiem, a rany same cudownie się wyleczą"
- Team Fortress 2, czyli zalążek późniejszej plagi free-to-play - zalążek, bo jak wychodził, to był częścią The Orange Box i nie był za friko
- Halo 3, czyli "pierwszy FPS dla dziesięciolatka" - celowanie na padzie, lol
- Assassin's Creed, czyli jak wyciskać soki z udanej marki, odcinek 1 (wersja dla niedosłyszących)
- Crysis, czyli grafika super, rozgrywka nudna, ale żeby nie było, to dodam, że Far Cry tych samych twórców robił to samo 3 lata wcześniej
- Tomb Raider Anniversary, czyli początek manii na rimejki wszystkiego
Mówiąc w skrócie - dobre gry też wyszły, ale to nie był dobry rok.
(15-11-2015, 00:47)Pancerny napisał(a): Gry nigdy nie robią się gorsze. Zależy na jaki rynek spojrzymy. Mamy na przykład:- PieCe, wszelaki wybór tytułów,oczywiście jak im lepszy sprzęt tym lepiej,ale tytułów jest od groma.
- Konsole pokroju Xbox czy PlayStation, też pewna część rynku,u nas nie tak widoczna jak za oceanem,ludzie częściej sięgają po konsole niż po kompy,co można zauważyć przy Wiedźminie,gdzie najlepiej się sprzedał-> 30% to jest platforma PC.
- Gatunek Nintendo... Mimo iż firma ma różnorakie produkcje,niekoniecznie z zamysłu... prostej,"słodkiej" zabawy, to na tym się trzymają bardzo dobrze.
No nie zgodzę się.
- Pecety - zalew indiebadziewia, pikselowatych gierek, bo teraz to jest w modzie, słabe porty z konsol, bo wydawcy nie opłaca się zatrudnić ludzi, którzy umieliby to zrobić porządnie, a pecetowcy i tak kupią, bo wartościowych "eksluziwów" prawie nie ma, popularność promowanego przez YouTuberów syfu pokroju Five Nights at Freddy's, Slendera, Minecrafta, Symulatorów Kozy, kromki chleba i kto wie czego jeszcze
- Playstation 4 ma jedną grę - Bloodborne
- Xbox One...
- "gatunek" Nintendo ma się dupnie, że tak brzydko powiem, 3DSa niedawno kompletnie zhakowali, ich akcje lecą na łeb na szyję, o powtórzeniu wyników sprzedaży Wii mogą tylko pomarzyć, kilka gier na Wii U sprzedało się nieźle, ale nic poza tym;
że nie wspomnę o Amiibo, czyli DLC w formie zabawek z McDonalda
Czasy w których kupuję grę na kompa, który spełnia jej wymagania, a gra i tak chodzi w 25 klatkach, bo wydawca miał w dupie optymalizację z konsol i nawet nie mogę gry zwrócić, bo jest podpięta do Steama to nie są dobre czasy.
(15-11-2015, 03:11)Irwin napisał(a): Obecnie żyjemy w najlepszej możliwej epoce jeśli chodzi o tworzenie gier. Każdy odpowiednio zdeterminowany zespół jest w stanie korzystając z odpowiednich narzędzi taką grę, jaką sobie wymarzy.
Zgadzam się - zdeterminowany. W krainie marketingu nie ma miejsca na determinację, a mainstreamowe studia mają dbać o to, by produkt się sprzedał, a nie był dobry, niezbugowany czy tam oryginalny.
Zresztą co tam po grafice, skoro najpopularniejsza gra PC to klockowaty, źle zaprogramowany badziew nazwany Minecraftem, a to wszystko na platformie, której fani uwielbiają pałować się pod 60 klatek na sekundę i ultra tekstury.
(15-11-2015, 03:11)Irwin napisał(a): A dzisiaj? Klik, unity! Klik, Kickstarter\patreon! Klik, steam greenlight!
Kickstarter i early access to rak tej branży.
Można się ze mną nie zgadzać, można mnie nazwać debilem - warto mieć inne opinie, to urozmaica dyskusję - ale obecnie to jedna z najgorszych rzeczy na tym rynku. Nie zawsze tak myślałem, ba, również uważałem, że to super sprawa, bo finansuje grę, w którą ja bym chciał grać, a która byłaby zbyt niszowa, by dystrybutor dał pieniądze na jej wydanie. Potem mnie coś tknęło.
Kiedyś szedłem do sklepu, brałem grę z półki i, o ile mój komp spełniał wymagania, cieszyłem się kompletnym produktem. Lepszym, gorszym - różnie to bywało, ale zazwyczaj kompletnym.
A obecnie? Płacąc za grę w early accessie nie mam pewności, że twórcy w ogóle będą chcieli ukończyć grę, za którą potencjalni fani zapłacili. Zawsze można przebalować kasę i ciągnąć "wydawanie" gry latami niczym twórca DayZ.
Kikestarter jest jeszcze gorszy. Nawet płacąc za grę dużego, znanego studia nie ma się pewności, że gra wyjdzie i będzie taka, jaką obiecywali. Przykłady:
- Tim Schafer i całe jego studio oszustów - Broken Age, który pomimo uzyskania rekordowej ilości kasy, musiał być rozdzielony na dwie części bo "brakowało pieniążków", przez co część pierwsza jest całkiem spoko, ale część druga to robiony na szybko i byle jak syf;
Spacebase DF-9, nad którym zaczęto pracę, ale studio uznało, że w sumie ma tę grę w dupie i nie chce im się jej skończyć
a teraz jeszcze Psychonauts 2, o którym też nie wiadomo, czy wyjdzie, ale i tak dostał ponad 3 miliony dolców, bo kochamy Cię, Tim, weź moje pieniądze, nie musisz nawet kończyć tej gry <3
- Mighty No. 9, czyli nowe dzieło twórców serii Mega Man. Gra, która miała ładne szkice koncepcyjne i nawet fajne pomysły, dlatego też dostała 4 MILIONY DOLARÓW, a nie dość, że przekładają termin wydania chyba z drugi raz, to jeszcze gra w ogóle nie wygląda tak, jak pierwotnie reklamowano, a połowy ciekawszych koncepcji nie będzie, bo - uwaga - NIE MA PINIONŻKÓW.
- A pamięta ktoś jeszcze o takiej konsolce jak Ouya? Ja też nie xDD
(15-11-2015, 03:11)Irwin napisał(a): Przykłady naprawdę dobrych gier które wyszły stosunkowo niedawno? [...] Bioshock:Infinite, Civilization V, Mass Effect 2, [...]
Nad Mass Effectem 2 mógłbym się jeszcze zastanowić, ale
>Bioshock: Infinite
>dobra gra
No niestety nie.
Kolejna sprawa, która pewnie nurtuje tylko mnie - "e-sporty". Rynek gier MOBA, oprócz tego, że praktycznie zabił RTSy, sprawił powiększenie się sceny gier rywalizacyjnych. Przez, ogólnie mówiąc, lekki pierdolec na tym punkcie, na niektóre gry patrzy się obecnie nie pod kątem jakości, lecz potencjału "e-sportowego". Jest to nikły odłamek, ale jednak istnieje. Jest sobie na przykład taki Hearthstone, karcianka od Blizzarda, który, widząc że Starcraft stał się niemodny, zrobił coś prostszego. Na potencjale tejże gry utworzono jakiś niezrozumiały rynek turniejowo-rozgrywkowy, pomimo tego że, jak to karcianki, gra ta opiera się głównie na szczęściu, a nie na umiejętnościach. Fakt istnienia jakichś e-celebrytów znanych tylko z tego, że grają w karciankę dla dzieci, upijają się przed monitorem, a przy tym zarabiają 18 tysięcy na miesiąc jest dla mnie cholernie dziwny i mam o to lekki ból dupy.
(15-11-2015, 11:18)ChrisEggII napisał(a): Podobnie propsuję ten pomysł przy League of Legends, Planetside 2, czy Robocraft.
Ale w LoLu kasa może dać ci przewagę nad innymi, zwłaszcza jak nie grasz od dawna - możesz kupić nowych, lepszych bohaterów, zamiast grać tymi z rotacji;
możesz kupić runy, które też przecież dają trochę mocy czy czegoś;
nawet możesz kupić tęczową skórkę dla konia i oślepić innych swoją pedalskością
A żeby nie było samego narzekania w poście, dodam, że bardzo cieszy mnie fakt, że w trakcie przeróżnych wyprzedaży na Steamie czy na innych humble bundlach mogę kupować setki gier za kilkanaście/kilkadziesiąt złotych, co mi ogromnie pasi.
Na razie starczy moich głupich opinii, pora szukać zabawy i dobrej rozgrywki w futrzakowych RPGach na Nintendo DSa, o.
(no co? klasyk)
Człowiek - nie człowiek
Liczba postów: 88
Liczba wątków: 12
Reputacja:
78
(17-01-2016, 03:48)Ślimak napisał(a): >Bioshock: Infinite
>dobra gra To teraz pan nam wytłumaczy czemu Infinite dobrą grą nie jest.
Pierwszy mangozjeb Pone
Liczba postów: 317
Liczba wątków: 40
Reputacja:
35
17-01-2016, 10:52
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 17-01-2016, 10:55 przez Irwin.)
(17-01-2016, 03:48)Ślimak napisał(a): (15-11-2015, 03:11)Irwin napisał(a): A dzisiaj? Klik, unity! Klik, Kickstarter\patreon! Klik, steam greenlight!
Kickstarter i early access to rak tej branży.
Można się ze mną nie zgadzać, można mnie nazwać debilem - warto mieć inne opinie, to urozmaica dyskusję - ale obecnie to jedna z najgorszych rzeczy na tym rynku. Nie zawsze tak myślałem, ba, również uważałem, że to super sprawa, bo finansuje grę, w którą ja bym chciał grać, a która byłaby zbyt niszowa, by dystrybutor dał pieniądze na jej wydanie. Potem mnie coś tknęło.
Kiedyś szedłem do sklepu, brałem grę z półki i, o ile mój komp spełniał wymagania, cieszyłem się kompletnym produktem. Lepszym, gorszym - różnie to bywało, ale zazwyczaj kompletnym.
A obecnie? Płacąc za grę w early accessie nie mam pewności, że twórcy w ogóle będą chcieli ukończyć grę, za którą potencjalni fani zapłacili. Zawsze można przebalować kasę i ciągnąć "wydawanie" gry latami niczym twórca DayZ.
Kikestarter jest jeszcze gorszy. Nawet płacąc za grę dużego, znanego studia nie ma się pewności, że gra wyjdzie i będzie taka, jaką obiecywali. Przykłady:
- Tim Schafer i całe jego studio oszustów - Broken Age, który pomimo uzyskania rekordowej ilości kasy, musiał być rozdzielony na dwie części bo "brakowało pieniążków", przez co część pierwsza jest całkiem spoko, ale część druga to robiony na szybko i byle jak syf;
Spacebase DF-9, nad którym zaczęto pracę, ale studio uznało, że w sumie ma tę grę w dupie i nie chce im się jej skończyć
a teraz jeszcze Psychonauts 2, o którym też nie wiadomo, czy wyjdzie, ale i tak dostał ponad 3 miliony dolców, bo kochamy Cię, Tim, weź moje pieniądze, nie musisz nawet kończyć tej gry <3
- Mighty No. 9, czyli nowe dzieło twórców serii Mega Man. Gra, która miała ładne szkice koncepcyjne i nawet fajne pomysły, dlatego też dostała 4 MILIONY DOLARÓW, a nie dość, że przekładają termin wydania chyba z drugi raz, to jeszcze gra w ogóle nie wygląda tak, jak pierwotnie reklamowano, a połowy ciekawszych koncepcji nie będzie, bo - uwaga - NIE MA PINIONŻKÓW.
- A pamięta ktoś jeszcze o takiej konsolce jak Ouya? Ja też nie xDD
Z porażek zapomniałeś o Planetary Annihilation (dzieńdobry zebraliśmy w czasie zbiórki więcej kasy niż potrzebowaliśmy, więc nasz produkt kosztuje 65$ biedaki he he he), brakuje też Armikroga. Kickstarter dał nam za to Age of Decadence, Fate (najlepsza mechanika opisowa ever), Wastelanda, czy zbliżającą się wielkimi krokami Numerię: Torment, wystarczy nie wpłacać kasy na kota w worku. Najlepiej płacić na cRPGi, ich twórcy i tak nie mają życia, więc na pewno Coś stworzą.
Prawda jest taka, że crowfunding to jedyny sposób na zebranie większych funduszy i wyrwanie się spod monopolu wielkich gigantów, którzy większości z tych gier najzwyczajniej w świecie nie wydadzą.
Z Indie dostaliśmy Brutal Dooma, Hotline Miami czy Red Orchestrę. Jak dla mnie to wychodzimy całkiem-całkiem na plusie.
jedyny koszerny w stadzie gojów
Liczba postów: 21
Liczba wątków: 0
Reputacja:
7
(17-01-2016, 09:37)Ścierwisław napisał(a): To teraz pan nam wytłumaczy czemu Infinite dobrą grą nie jest.
Cóż. Jeżeli nawet olejemy MUH LEGACY, czyli fakt, że Bioshock to niby następca System Shock 2 (na temat którego Irwin pisał wyżej i w sumie ma rację, ale ja i tak lubię tę grę), to zostawia nas to z Bioshockiem jako zalążkiem nowej trylogii, jedną z najlepiej ocenianych gier mojego ulubionego roku 2007 oraz...
...i tu niespodzianka - bardzo dobrą grą. Tak, pójdę za głosem tłumu i przyznam, że to bardzo dobra gra i zasłużyła na wysokie oceny.
Pomijając Bioshocka 2, który nie był tragiczny, ale był trochę jak ostatni album uznanej kapeli rockowej - w porządku, ale czuć powtarzalność - przechodzimy do 2013 roku. Wychodzi Infinite, hype jest ogromny.
I co? No cóż... nie miałem racji pisząc, że Infinite nie jest dobry. To JEST dobra gra, ale nie 94/100 dobra.
Można dużo dobrego powiedzieć o tej grze. Wygląda bardzo ładnie - prawda, zgadzam się. Atmosfera i lokacje są oryginalne - nie zaprzeczę, do dziś mam w głowie obrazy z gry. Nawet misja eskortowania Elizabeth nie irytuje aż tak, bo Elizabeth przynajmniej nie ginie - też prawda.
Tylko co z tego, skoro rozgrywka to nudne strzelanie do powtarzalnych fal przeciwników, używając do tego tylko dwóch broni, bo więcej naraz nie można nosić, a do tego wszędzie leżą butelki z wigorami, żeby nie było za trudno? Jak ktoś ponad wszystko ceni sobie fabułę to może to i łyknie, ale ja należę do drugiej grupy i ponad wszystko cenię sobie rozgrywkę.
Pierwszy mangozjeb Pone
Liczba postów: 317
Liczba wątków: 40
Reputacja:
35
Właśnie wyszło ufundowane przez kickstaretra Darkest Dungeon, chyba najlepsza gra opierająca się na schemacie eksploracji lochu jaka wyszła, z klimatem który można wycinać na tony i wynosić wiadrami. Jej wadą jest to, że bywa odrobinę powtarzalna, ale ilość możliwych kombinacji, klimat, poziom trudności itp. wciąga jak bagno.
|